Historia Polskich Dzieci z Pahiatua to opowieść o odwadze, współczuciu i niezwykłej wytrwałości. To podróż, która rozpoczęła się w najciemniejszych czasach II wojny światowej, a zakończyła w nowym domu na dalekiej Nowej Zelandii. Jest to jednocześnie opowieść o przetrwaniu, wspólnocie i więziach, które na zawsze połączyły dwa narody.
Polska rozdarta wojną
We wrześniu 1939 roku Polska została zaatakowana z dwóch stron – przez Niemcy hitlerowskie od zachodu i Związek Radziecki od wschodu. Dla wielu Polaków był to początek niewyobrażalnych cierpień. Pod sowiecką okupacją setki tysięcy ludzi, całe rodziny, zostały deportowane do obozów pracy na Syberii i w innych odległych regionach Związku Radzieckiego. Tam musieli zmierzyć się z głodem, wycieńczeniem i ekstremalnymi warunkami pracy.
W 1941 roku, po inwazji Niemiec na Związek Radziecki, zmieniły się sojusze, a deportowani Polacy otrzymali "amnestie", która pozwoliła im opuścić obozy. Wielu z nich rozpoczęło wyczerpującą podróż na południe, dołączając do nowo formowanej Armii Polskiej pod dowództwem generała Władysława Andersa. Podczas gdy armia przemieszczała się na Bliski Wschód, tysiące cywilów – głównie kobiet i dzieci – znalazło tymczasowe schronienie w Persji (dzisiejszym Iranie).
Długa podróż do bezpieczeństwa
Z Persji rozpoczęły się poszukiwania krajów, które mogłyby zaoferować schronienie polskim uchodźcom. Wśród tych, które odpowiedziały na apel, znalazła się Nowa Zelandia – mały kraj, który mimo odległości od Europy, czuł ciężar wojny. Rząd Nowej Zelandii zgodził się przyjąć grupę polskich sierot wraz z ich opiekunami, okazując niezwykłą hojność wobec ludzi, których nigdy wcześniej nie spotkał.
W 1944 roku grupa 733 polskich dzieci oraz 105 opiekunów rozpoczęła swoją podróż do Nowej Zelandii. Ich rejs, zorganizowany dzięki wsparciu Aliantów, był długi i trudny. Dzieci podróżowały statkiem transportowym *General Randall* przez Ocean Indyjski, aż dotarły do Nowej Zelandii. Ich przybycie do Wellington 1 listopada 1944 roku było początkiem nowego rozdziału w ich życiu.
Dlaczego Nowa Zelandia?
Decyzja o przyjęciu polskich dzieci nie była przypadkowa – była wynikiem działań kilku kluczowych osób, które nie pozostały obojętne na ich los. Janet Fraser, żona premiera Petera Frasera, odegrała tu szczególną rolę. Jako osoba głęboko zaangażowana w działania humanitarne, Janet była poruszona losem polskich dzieci i lobbowała u swojego męża, by pomógł im znaleźć bezpieczne schronienie.
Jej starania wsparli polski konsul generalny w Wellington, hrabia Kazimierz Wodzicki, oraz jego żona, Maria Wodzicka. Małżeństwo Wodzickich aktywnie nagłaśniało sytuację polskich uchodźców. Maria szczególnie mocno angażowała się w rozmowy z rządem Nowej Zelandii, podkreślając, jak pilnie dzieci potrzebują pomocy i jakie mają szanse na nowe życie w tym kraju.
Wspólny wysiłek Janet Fraser i państwa Wodzickich przekonał premiera Petera Frasera do podjęcia działania. Premier, zainspirowany ich pasją i świadomy, że Nowa Zelandia może zaoferować schronienie, doprowadził do decyzji o przyjęciu dzieci. Ta współpraca była dowodem na to, że empatia i dyplomacja mogą przynieść wymierne efekty, nawet w obliczu globalnego kryzysu.
Życie w Pahiatua
Po przybyciu dzieci zamieszkały w dawno nieużywanym obozie wojskowym w Pahiatua na północnej wyspie Nowej Zelandii. Obiekt został szybko przystosowany do ich potrzeb, stając się domem i miejscem, gdzie mogły odzyskać siły po latach trudów.
Opiekunowie i polscy nauczyciele dbali o edukację dzieci oraz zachowanie ich kultury. W obozie życie toczyło się w rytmie polskich tradycji, języka i religii, co pomogło im zachować tożsamość, mimo że powoli zaczynały integrować się z nowozelandzkim społeczeństwem.
Trwałe dziedzictwo
Przyjęcie Polskich Dzieci z Pahiatua było nie tylko aktem współczucia, ale też wydarzeniem, które na zawsze wpisało się w historię Nowej Zelandii. Dzieci te dorosły, wniosły cenny wkład w życie swojego nowego kraju, ale jednocześnie nigdy nie zapomniały o swoich polskich korzeniach. Ich historia wzmocniła więzi między Polską a Nową Zelandią, pokazując, jak wielką różnicę mogą uczynić otwarte serca i gotowość do pomocy.
Osiemdziesiąt lat później dziedzictwo Polskich Dzieci z Pahiatua jest wciąż żywe, przypominając nam o sile ludzkiego ducha i znaczeniu współczucia w obliczu cierpienia. To opowieść, którą warto opowiadać – dowód na to, że dobroć i solidarność mogą zmieniać świat.
Comments